Cóż, miało nie być czwartego dnia, wiem. Nie oszukałam Was, po prostu autobus z Wilna miał niewielkie opóźnienie, ale dla mnie to już oznaczało, że spóźniłam się na ostatni pociąg. I tak nie wiem, czy odważyłabym się pojechać tymże, ponieważ musiałabym się jeszcze przesiadać. Z PKPem różnie bywa, a już wolę kwitnąć przez 6 godzin z stolycy niż rozbijać się gdzieś na wypizgażu. Szkoda tylko, że w tej sytuacji do domu trafię dopiero dziś wieczorem, bo na mieście będę rano, więc pobiegnę od razu do pracy. Muszę się tylko zmusić do tego, żeby nie zrobić ultradebeściackiego ruchu i nie wysiąść tam, gdzie mieszkam, tylko tam, gdzie pracuję. Taka sytuacja.
Jadziowy dziennik z podróży
niedziela, 30 sierpnia 2015
Wilno - dzień 2
Kiedy tę kwestię małam za sobą, mogłam zająć się drugorzędnymi sprawami, którymi oczywiście jest zwiedzanie. Zaczęłam imprezę od katedralnego skweru.
czwartek, 27 sierpnia 2015
Wilno dzień 0/1 część 2
3:30
Umieram. Zaraz walnę się na tym stoliku i zasne. A tu jeszcze aż godzina została do momentu, w którym się stąd ewakułuję (bo nadal okupuję Nero). Oczy same mi się zamykają, nie marzę o niczym poza moim ukochanym łóżeczkiem. I na co mi było to całe "podróżowanie"?!
12:31
Pospałam trochę w autobusie i od razu mi lepiej. Nie mogę wyjść z szoku, że wszystko mi się udało: nie zasnęłam na peronie, doszłam do metra, dojechałam na stację i znalazłam autobus. Nie spodziewałam się po sobie takiej zaradności. Niby nic, ale dla mnie to mały krok dla czytelnika, a wielki dla Jadzi. Nadal nie wiem jak się będę poruszać po Wilnie. Obkupiłam się, jakbym jechała na kilka tygodni:
Kokodżambo. Czytałam w necie, że Wilno jest niewiele większe od Gdańska. Ciekawe, jak będę się tam czuła?
22:41
Pierwsze koty za płoty. Dzisiaj spędziłam co prawda w Wilnie tylko popołudnie, ale było fajnie. Poznałam nową koleżankę przez couchsurfing i spędziłyśmy miło pół dnia. Miał być cały weekend, ale nie wyszło, więc jutro i pojutrze mam tylko ze sobą. Wiem mniej więcej jak dojechać do centrum, powchodzę do różnych miejsc i pozwiedzam. Piwo mają średnie, przynajmniej to:
Wilno - dzień 0/1: Problemy emocjonalne
19:20
Miałam zacząć pisać ten dziennik dopiero po przyjeździe na miejsce, ale nie mogłam się powstrzymać i oto jest - dzień zero. Po raz pierwszy wybieram się na zagraniczną podróż całkiem sama, dlatego trochę się denerwuję ( trochę to mało powiedziane), ale jestem już w pociągu i nieco się uspokoiłam.Tego typu podróże zawsze są patetycznie opisywane, jako podróż wewnątrz siebie, która owocuje przemianą wewnętrzą, ale ja niczego takiego nie czuję. Pewnie dlatego, że prawie każdy nomalny człowiek choć raz w życiu wybrał się gdzieś samotnie i nie robił z tego powodu wielkiego halo.
22:16
Jadę pociągiem już jakiś czas i emocje opadły. Te negatywne, oczywiście. Teraz czekam na pozytywne. Póki co, jest mi wszystko jedno czy gdzieś jadę, czy nie jadę, czy coś zobaczę, czy nie. Czuję się trochę jak rozkapryszone dziecko, ale jestem zbyt zmęczona, żeby dawać faka. Jeszcze kilka godzin temu w głowie kołatała mi tylko myśl, że to będzie najgorszy wyjazd w moim życiu, a teraz nieśmiało szepcze "może nie będzie tak okropnie?".
00:45
Jedna trzecia transportu za mną. Jestem potwornie zmęczona, ale teraz już raczej z górki, bo nie powinnam mieć problemów emocjonalnych związanych z pierwszą samotną podróżą, która - nota bene - na początku miała wcale nie być samotna, tylko w trójcy. Ale cóż, jedna z trójcy sobie znalazła lepsze towarzystwo (dziwnym sposobem użyła tych samych stron internetowych do zaplanowania podróży, co ja), a druga się wymigała brakiem pieniędzy, chociaż jeszcze w czerwcu wszyscy byli szczęśliwi i chcieli ze mną jechać. Najwyraźniej nie jestem godna, by im towarzyszyć. Trudno, w każdym razie, gdyby się nie wykruszyły, nie byłoby tego bloga. Póki co raczę się kawą i sokiem na dworcu w Stolycy.
Publikuję na wypadek, gdyby komórkowy blogger mi się zbuntował.
Nowych wpisów spodziewajcie się za kilka godzin!
Subskrybuj:
Posty (Atom)